Maluję wybrane formy malarskie, drzewa, zarośla, chmury; chwytam kolory, zmieniam grę światła, na które jestem szczególnie uwrażliwiony. Staram się łapać zjawisko, które mię zafascynowało na gorąco, bo za chwilę może być za późno - wszak natura, podobnie jak niebo, jest w stanie ciągłego ruchu i niepokoju.
Wrażliwość na otaczające piękno, które mam w sercu dało mi dzieciństwo spędzone w krajobrazie wyżyny lubelskiej – od Lubartowa po Lublin - w kolonii Połowy. Jestem pełen pokory wobec przyrody – nauczycielki, a zarazem zaliczam się do żarliwych jej piewców. Niektórzy mówią "księga przyrody", ja natomiast używam innego sformułowania: "wielka sala koncertowa". Tam jest wszystko: szum traw, drzew, plusk wody, symfonia dźwięków i kolorów, które pobudzają wyobraźnię, potęgują przeżycia aż do granic ekstazy.
Każdy obraz maluję inaczej, do każdego staram się inaczej podejść. Autentyzm przeżycia, brak pozy, maniery – to chyba główne przyczyny powodzenia, którym cieszą się moje płótna. Ludzie pośród jazgotu politykierstwa, zagubieni w zawiłych meandrach współczesnej sztuki szukają gorączkowo czystego tonu, spokoju, refleksji, zadumy i zapomnienia. Mam nadzieję, że moje malarstwo na takie potrzeby odpowiada.
Czego szukam w malarstwie? Do czego zmierzam?
Przede wszystkim do doskonalenia, do szlifowania warsztatu. Trzymam się swojego kierunku, ale lubię czasami uprawiać eksperymenty techniczne, próbuję nowych środków wyrazu. Bronię się przed zaszufladkowaniem, dlatego podkreślam, że czuję się nie tylko pejzażystą. Zawsze pociągał mnie portret, mam ich wiele w swojej twórczości. Portret nie jest dodatkiem do pejzażu, ale jest jego kontynuacją, wszak człowiek także zalicza się do przyrody i jest jej częścią.
Portret to zjawisko niezwykłe. Twarz w naturze może drażnić, przełożona na płótno nabiera natomiast nowego wyrazu. To usta w zwyczajnym dla danej twarzy ułożeniu, ale inne, to emocja inaczej wyrażona. Słowem portret to spojrzenie na twarz dobrze znaną, która staje się czymś nowym, odkrywczym i tajemniczym. To kontemplacja człowieka, a zarazem kontemplacja natury.
Malarz musi posiadać szczególne cechy. Poza umiejętnościami malarskimi musi mieć także pewne predyspozycje psychologiczne, bioenergetyczne a nawet zdolności parapsychologiczne. Bo przecież skądś muszą się brać portrety, które hipnotyzują, niekiedy uzdrawiają, fascynują i przerażają, to znowu wyciszają i koją a nieraz w dziwny sposób same się domalowują, czynią cuda, czy też apokaliptycznie wieszczą! Postacie z ram chętnie się również zaprzyjaźniają, są szczere i otwarte, no i bywają przy tym niezwykle uczynne. Tak, tak uczynne ponad miarę ludzką. Życzę każdemu, aby tego zaznał.
„W OBRONIE PIĘKNA”
W obliczu unicestwiania twórczych myśli i dorobku nagromadzonego przez tysiąclecia, pragnę nie dopuścić do całkowitego wyniszczenia w umysłach oraz sercach wrażliwych na Piękno. Marzę, aby każdy człowiek miał świadomość zależności od harmonijnego współistnienia z uszanowaniem boskości wszystkich istot, niezależnie od płci, ras i światopoglądów.
Odwracam się od modnych obecnie działań ukierunkowanych na szokowanie skandalem, demolowanie zastanych wartości, niszczenie autorytetów oraz kreowanie antysztuki jako najwyższego kunsztu XXI wieku.
Obrona Piękna jest głównym motorem napędzającym moją pasję malarską. Pomaga mi ono w zmaganiach twórczych, kiedy tworzę dzieła z miłości do otaczającego nas świata.
Od najmłodszych lat obcowałem z pięknem Lubelszczyzny. Dorastałem wśród łanów zbóż, chabrów, rumianków, kąkoli, z pachnącą gryką i niebieskim lnem, otoczony krajobrazem z pooranymi ścierniskami, rosochatymi wierzbami, wąwozami, torfowiskami oraz łąkami zamkniętymi po błękitny horyzont.
Piękno lubelskiej ziemi było motywem i natchnieniem dla kilku tysięcy obrazów. Ratowałem zeschłe kwiaty, kopry, stare gary, cebule i czosnki, aby wykorzystać je w moich kompozycjach. To wszystko urastało w moich wizjach do symbolu nieprzemijających wartości takich jak: ziemia, woda i ogień.
„Moda przemija PIĘKNO pozostaje”